Korzystne dla podatników stanowisko fiskusa uległo zmianie w indywidualnej interpretacji podatkowej sygn. 0113-KDIPT2-3.4011.514.2021.4.NM z 17 września 2021 roku wydanej przez Dyrektora KIS. Uznał on, że dofinansowanie posiłku dla pracownika stanowi dla niego przychód do opodatkowania z tytułu nieodpłatnego świadczenia.
Kelner, jako pośrednik między gościem, a kuchnią musi wiedzieć, jak precyzyjnie i rzeczowo przekazywać informacje. Aby organizacja pracy w gastronomii przebiegała sprawnie, nieporozumienia były wyeliminowane, a proces komunikacji był skrócony, warto zastosować system informatyczny, który umożliwia zarówno szefowi kuchni, jak i kelnerowi – wgląd w realizowane zamówienia.
Zdobądź tych najlepszych. Spróbuj tak przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną, żeby znaleźć, co ta osoba ma fajnego. Trzeba być ciekawskim – tłumaczył. Zmiana pokoleniowa w gastronomii. Zdaniem eksperta, restauratorzy nie zawsze potrafią skorzystać z umiejętności swoich pracowników. Rynek się zmienia i nie do końca go rozumiemy.
Zarządzanie w gastronomii: Jak poradzić sobie z tarciami między pokoleniami pracowników? Debata ‘’Komunikacja międzypokoleniowa - jak zamiast murów budować mosty''. Fot.
Co zamiast/oprócz szkoleń? Szkolenia są najskuteczniejszą, ale nie jedyną formą dążenia do podwyższania kwalifikacji. Możemy polecić pracownikom również kontakt z czasopismami i portalami branżowymi czy literaturą fachową.
Co drugi pracownik gastronomii otrzymuje pensję od 3020 zł do 4000 zł. 25 proc. najgorzej wynagradzanych pracowników gastronomii zarabia poniżej 3 020 zł brutto. Na zarobki powyżej 4000 zł brutto może liczyć grupa 25 proc. najlepiej opłacanych pracowników gastronomii.
jTD1dP. Fot.: Materiały prasowe Rational Od kilku lat obraz jest ten sam: w branży hotelarskiej brakuje odpowiednich pracowników. Praktykantów jest bardzo mało, wielu pracowników nie wraca po pandemii, znaleźli inną pracę lub lepsze godziny pracy. Jednocześnie goście oczekują czegoś wyjątkowego: wyjątkowej obsługi, wyjątkowego jedzenia. Nie jest łatwo zrównoważyć wszystkie wymagania. Byłoby to jednak wykonalne pod jednym warunkiem: projekty kuchni wymagają ponownego przemyślenia. Oczywiście budowanie zespołu, wynagrodzenie za wyniki i nowe modele czasu pracy znajdują się na szczycie listy życzeń każdego pracownika. Ale należy również wziąć pod uwagę wyposażenie kuchni, aby stworzyć lepsze warunki pracy. „Zwłaszcza, gdy profesjonalna kuchnia działa od dłuższego czasu, mogą występować pewne zaległości inwestycyjne”, mówi Bartosz Murawski, Dyrektor ds. kluczowych klientów w RATIONAL, opierając się na własnym doświadczeniu. „W gastronomii urządzenia mogą czasami mieć 20 lat, co utrudnia pracę”. Nie ma nic bardziej atrakcyjnego niż miejsce pracy wyposażone w nowoczesny sprzęt. „Cyfryzacja i automatyzacja są popularne zwłaszcza wśród młodych ludzi”, mówi Bartosz Murawski. Zaleca przyjrzenie się różnym opcjom. Rational ma na przykład iVario Pro, który zastępuje frytownicę, patelnie uchylną lub kocioł warzelny, a dzięki swoim inteligentnym funkcjom przejmuje wiele rutynowych zadań. Urządzenia jednokadziowe mają pojemność 100 lub 150 litrów i są idealnie wyposażone do przygotowywania dużych ilości z zachowaniem stałej jakości. Dzięki potężnej, a jednocześnie precyzyjnej mocy grzewczej, smażenie dużych ilości mięsa nie stanowi problemu. Spadek temperatury jest tak niski, że mięso jest obsmażane, a nie gotowane, jak to zwykle bywa w podobnych urządzeniach. Jednak dla szefa kuchni jest jeszcze bardziej zdecydowana zaleta: iVario przejmuje czasochłonne monitorowanie procesu gotowania. Urządzenie zasygnalizuje, gdy szef kuchni będzie musiał coś obrócić, nalać lub wyjąć. A jednak nic się nie przypala czy przywiera ani nie rozgotowuje. Nawet delikatne potrawy, takie jak risotto czy pudding, nie wymagają prawie żadnej uwagi, co odciąża codzienną pracę i pozostawia wystarczająco dużo czasu na inne, ciekawsze zadania. Fot.: Materiały prasowe Rational Równie imponujące jest rozwiązanie takie jak AutoLift, które automatycznie wyciąga potrawę z płynu do gotowania po upływie czasu gotowania. Makaron al dente, chrupiące warzywa – a wszystko to bez nadzoru. Bartosz Murawski mówi: „Rezultaty są najwyższej klasy i zawsze można je powtórzyć dzięki zaprogramowaniu ścieżek gotowania. Bardziej niezawodne być nie może”. To, co działa na dużą skalę, działa również na małą skalę w iVario: Urządzenia iVario Pro 2-S i 2-XS mają po dwie kadzie, co sprawia, że ich użycie jest jeszcze bardziej elastyczne, ponieważ różne zadania gotowania mogą być wykonywane równolegle. Szczególnie dobrze sprawdzają się w kuchniach restauracyjnych i hotelowych, gdzie zastępują kuchenki, garnki, patelnie i frytownice bez uszczerbku dla jakości żywności. Stwarza to przestrzeń i zwiększa atrakcyjność, zwłaszcza w mniejszych kuchniach restauracyjnych. Wyposażone w tę samą technologię, co te duże, wszystkie modele iVario są równie wydajne: są do 4 razy szybsze i nadal wymagają do 40% mniej energii niż konwencjonalne urządzenia kuchenne. Cyfryzacja nie jest obca iVario. Zwykle wystarczy kilka prostych kroków, aby połączyć go z użytkownikiem za pośrednictwem ConnectedCooking za pomocą smartfona, tabletu i komputera. Następnie programy i przepisy kulinarne mogą być przesyłane, aktualizacje oprogramowania przychodzą automatycznie, a dane HACCP są również zapisywane. „Widzieliśmy wielu szefów kuchni, którzy wolą oglądać nocne gotowanie w kuchni na smartfonie zamiast wieczornego thrillera” – mówi z uśmiechem Bartosz Murawski. Naprawdę nie ma lepszego dowodu na atrakcyjność miejsca pracy.
Dyskryminacja pracownika – obalamy mity! To powrót do Waszego zdecydowanie ulubionego cyklu na blogu 🙂 Pisałam tutaj niedawno o dyskryminacji klientów restauracji (a dokładnie tu), dziś przyjrzę się problemowi dyskryminacji pracownika. Od razu Ci powiem, że ten temat jeszcze niedawno nie był na mojej liście tematów must have do poruszenia na blogu. I cyk.. wieczorem 13 listopada na jednej z grup gastronomicznych pojawiła się informacja, że jeden z warszawskich wegebarów postanowił zatrudniać wyłącznie.. wegan i wegetarian. W mailu do kandydata do pracy tłumaczyli to następująco: Naszym kryterium rekrutacji jest wegetarianizm/weganizm, gdyż mięsożercy nie do końca podzielają naszą misję.. Na grupie natychmiast rozgorzała dyskusja na 211 lajków i 145 komentarzy, czy to przypadkiem nie dyskryminacja pracownika ze względu na zwyczaje żywieniowe. Temat przyznasz bardzo ciekawy, choć w całej tej dyskusji uderzyło mnie jednak co innego. Powtarzane w tym wątku nieprawdziwe informacje, były wręcz szokujące. Zakładam, że dyskutanci reprezentowali obie grupy – zarówno pracodawców, jak i pracowników. I jeżeli ma to być średnia, obrazująca to co wiemy o dyskryminacji, to wypada ona naprawdę blado. Tym sposobem temat dyskryminacji pracownika zasłużył sobie na wpis w ulubionej przez Czytelników bloga formule obalania mitów… Nie przedłużając.. MIT nr 1. Dyskryminacja pracownika dotyczy tylko pracy w firmach państwowych. … ekhm.. nie, to nieprawda, uwierz mi. Nie wiem w ogóle skąd komuś wziął się taki pomysł. Dyskryminacja uregulowana jest w Kodeksie pracy. Nic nie wiadomo mi o tym, aby Kodeks pracy obowiązywał zaś wyłącznie urzędników czy pracowników przedsiębiorstw państwowych. Bynajmniej przepisy Kodeksu pracy o tym nie wspominają. Choć faktycznie Kodeks pochodzi z czasów minionych bo aż z 1974 roku, to zapewniam Was, że obejmuje zarówno pracowników sektora prywatnego, jak i państwowego. A w ogóle jak to tak.. To znaczy, że we wszelkich korpo nie możemy mieć do czynienia z dyskryminacją pracownika? Przecież wielkie korporacje to prawie wyłącznie przedsiębiorstwa prywatne.. I to właśnie często tam dochodzi do dyskryminacji poszczególnych pracowników bądź kandydatów do pracy. Już tylko ten przykład pokazuje, jak bezsensowna musiałaby być to zasada 🙂 Tak więc, podsumowując, dyskryminacja pracownika dotyczy pracy w każdym sektorze – zarówno prywatnym, jak i państwowym. Jeżeli chodzi tylko o to, że wegebar to przedsiębiorstwo prywatne to na pewno mięsożerny kandydat do pracy w wegebarze może być dyskryminowany. MIT nr 2. Dyskryminacja dotyczy tylko pracowników, a nie kandydatów do pracy. O losie! Nie, nie i jeszcze raz nie. Zapewniam, że dyskryminacja pojawia się już na etapie rekrutacji. Kodeks pracy wskazuje na to wprost: Za naruszenie zasady równego traktowania w zatrudnieniu uważa się różnicowanie przez pracodawcę sytuacji pracownika, którego skutkiem jest w szczególności.. odmowa nawiązania stosunku pracy. Z dyskryminacją czy nierównym traktowaniem możemy mieć zatem do czynienia zarówno w zakresie nawiązania stosunku pracy, świadczenia pracy, jak i rozwiązania stosunku pracy. Co więcej, często do nierównego traktowania dochodzi właśnie jeszcze na etapie rekrutacji. Kiedy pracodawca nie kieruje się obiektywnymi przesłankami dla zatrudnienia danego kandydata. A co więcej, mimo iż dany kandydat posiada najlepsze wykształcenie czy najdłuższy staż, który powinien przekonać pracodawcę do zatrudnieniu takiego delikwenta, ten zatrudnia kogoś innego bo nie pasuje mu jakaś cecha u „obiektywnie najlepszego kandydata”. Sąd Najwyższy wskazuje wprost, iż: do niedozwolonych kryteriów różnicowania sytuacji pracowników (i kandydatów do pracy) zalicza się te, które nie mają oparcia w odrębnościach związanych z obowiązkami pracownika, sposobem ich wykonania czy też kwalifikacjami oraz przymioty osobiste pracownika, niezwiązane z wykonywaną pracą. Czy fakt jedzenia mięsa dyskwalifikuje osobę do pracy na barze w wegebarze? Czy fakt bycia wegetarianinem dowodzi tego, że ktoś nie nadaje się do pracy w burgerowni? A czy abstynent nie może pracować w knajpie serwującej rzemieślnicze piwo? Nie wiem jak Ty, ale jak na wszystkie trzy pytania tak w duchu odpowiedziałam sobie przecząco. Jeżeli ktoś jest dobry w swojej pracy, jako wegetarianin może dobrze smażyć burgery. Jako mięsożerca może dobrze sprzedawać jedzenie wege. A jako abstynent może nauczyć się wszystkiego o piwnych stylach i być prawdziwą skarbnicą wiedzy dla Klientów pubu z piwem kraftowym 😉 MIT nr 3. Dyskryminacja pracownika występuje tylko w przypadku umów o pracę. W przypadku innych form zatrudnienia nie ma zastosowania. Zdecydowanie nieprawda! Faktycznie, w przypadku kandydatów do pracy, zakaz dyskryminacji i nakaz niedyskryminacji reguluje Kodeks pracy. Z powodów oczywistych nie obejmuje on jednak potencjalnych zleceniobiorców. Jednocześnie tzw. ustawa antydyskryminacyjna wprost wskazuje, iż: ustawę stosuje się w zakresie warunków podejmowania i wykonywania działalności gospodarczej lub zawodowej, w tym w szczególności w ramach stosunku pracy albo pracy na podstawie umowy cywilnoprawnej. Ustawa wprost odnosi się również do wyboru drugiej strony umowy. I tak: Ustawy nie stosuje się do wyboru drugiej strony umowy, o ile tylko nie jest on oparty na płci, rasie, pochodzeniu etnicznym bądź narodowości. Z powyższego jednoznacznie wynika zatem, że dyskryminacja dotyczy także zleceniobiorców. Co więcej, zasady odnoszące się do dyskryminacji odnoszą się nie tylko do czasu samego obowiązywania umowy, ale dotyczą także okresu, w którym dochodzi dopiero do nawiązania współpracy. Dlatego musisz pamiętać, że możesz się dopuścić dyskryminacji także w stosunku do swojego zleceniobiorcy. Nie tylko pracownika. Czy zatem sam fakt, iż wegebar szukający do pracy wyłącznie wegetarian zamierza zawrzeć z nimi umowę cywilnoprawną zamiast umowy zlecenia może przesądzać o tym, iż ich zachowanie nie stanowi dyskryminacji? Można pokusić się o stwierdzenie, że tak 🙂 Zróżnicowanie wymagań zleceniodawcy wobec przyszłego zleceniobiorcy nie opiera się bowiem w tym przypadku ani na rasie ani na płci, pochodzeniu etnicznym czy narodowości. Ale zatrudnienie w oparciu o umowę cywilnoprawną może zostać zakwestionowane jako nieodpowiednia forma prawna dla zatrudnienia obsługi wegebaru. Jeżeli zleceniobiorcy w zasadzie mają być pracownikami, tylko takimi, do których nie zamierza się stosować Kodeksu pracy, a więc umowa cywilnoprawna ma być w tym przypadku jedynie pozorna, to tak naprawdę powinniśmy stosować zasady z Kodeksu pracy. A jeżeli nasz zleceniobiorca poczuje się dyskryminowany na etapie rekrutacji to może nie tylko wykazać dyskryminację. Również może wykazać, że coś majstrowaliśmy przy formie umowy, jaką proponujemy kandydatowi. Wychodzi więc na to, że w przypadku zleceniobiorców powinniśmy uważać podwójnie 😉 MIT nr 4. To dyskryminacja, na pewno. Żeby jej uniknąć, za Zachodzie (?!) nie są wymagane nawet zdjęcia w CV. No tu to już padłam i nie mogłam wstać. Zdjęcia w CV nie są wymagane ani na Zachodzie, ani w Polsce! Co więcej! Pracodawca nie ma prawa żądać od Ciebie umieszczenia zdjęcia w CV. Wynika to bezpośrednio z Kodeksu pracy. Brak jest co prawda analogicznej regulacji odnośnie zleceniobiorców jednak zgodnie z ogólnymi regułami rządzącymi przetwarzaniem danych osobowych powinniśmy pobierać tylko te dane, które są nam rzeczywiście potrzebne do wyboru zleceniobiorcy. Zdjęcie na pewno do nich zaś nie należy. Tak więc niezależnie od tego czy rekrutujemy pracownika czy zleceniobiorcę, nie powinniśmy pobierać jego zdjęcia. Chyba, że osoba rekrutowana zamieści zdjęcie ze swojej własnej woli i na piśmie wyrazi zgodę na przetwarzanie jej wizerunku. Tak jak na Zachodzie 😉 Pisałam o tym więcej, we wpisie dotyczącym danych osobowych kandydata do pracy, żeby się do niego przenieść wystarczy kliknąć w link. A przenieść się warto. Bo znajdziesz tam naprawdę sporo informacji odnośnie tego, co powinno zawierać ogłoszenie o pracy. *** A co z naszym kandydatem do pracy w wegebarze? Moim zdaniem bycie wegetarianinem nie jest rzeczywistym i decydującym wymaganiem zawodowym stawianym kandydatowi do pracy w wegebarze. Nie uzasadnia dopytywania czy ktoś jest wege czy też nie. Rozumiem, że poprzedni mięsożercy nie sprawdzili się w roli kreatywnych sprzedawców dań wegetariańskich. Ale to wcale nie oznacza jeszcze, że rykoszetem powinni dostać pozostali chętni do pracy. Oczywiście możesz uzasadniać, iż wegetarianizm to nie dieta, a światopogląd, ale to nie zmienia postaci rzeczy, że w mojej ocenie to dalej dyskryminacja pracownika. No bo dyskryminujesz z uwagi na światopogląd. Zgodnie z prawem różnicować pracowników z uwagi na przekonania religijne i światopogląd mogą jedynie kościoły i związki wyznaniowe. Ale także one nie mogą tego robić dowolnie. Muszą spełnić określone warunki. Tylko rodzaj pracy musi uzasadniać jakiekolwiek wymogi względem pracowników. Także w parafii św. Mikołaja w Gdańsku może pracować sprzątaczka, która jest ateistką. Jeżeli ktoś się nie nadaje do tej pracy należy go zwolnić. Zwolnienie z pewnością nie będzie dyskryminacją, bo będzie istniała uzasadniona przyczyna, dla której rozwiązujecie stosunek pracy bądź umowę cywilnoprawną. I nie będzie to kryterium jedzenia bądź niejedzenia mięsa, ale obiektywna niska ocena pracy na danym stanowisku. Tak wiem to zajmie Twój czas, poniesiesz koszty. Ale – przynajmniej w mojej ocenie – nie możesz skreślać wszystkich nie-wegetarian bo kilku z nich nie nadawało się do pracy w barze wegetariańskim. Zapytam jednak inaczej? A dlaczego zamiast pytać o dietę na etapie składania CV nie porozmawiać z kandydatem do pracy w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej na temat jego faktycznej wiedzy o kuchni wegetariańskiej, znajomości potraw i składników? Być może taka osoba była w przeszłości wegetarianinem, ale z jakichś powodów jej tylko wiadomych z diety zrezygnowała. Może chciałaby przejść na wegetarianizm, ale z jakichś powodów (jej tylko wiadomych) tego nie robi, ale interesuje się dietą wegetariańską i będzie świetnym pracownikiem? A może ktoś po prostu interesuje się różnymi dietami, skończył dietetykę, a mimo wszystko nawet sporadycznie je mięso. Znam wiele osób, które deklarują, że praktycznie nie jedzą mięsa. Zdarzy im się może raz na tok. Ponieważ jednak im się to zdarza, nie nazywają siebie wegetarianami. Czy takie osoby rzeczywiście nie mogą u Ciebie pracować? Oceniając faktyczną wiedzę na temat diety wegetariańskiej wybierzesz rzeczywiście najlepszego kandydata, najbardziej kompetentnego na to stanowisko. Jednocześnie nikogo nie będziesz zmuszał do określenia czy je mięso czy nie. Nikogo nie będziesz oceniał przez pryzmat jedzenia mięsa bądź nie, ale wyłącznie poprzez jego rzeczywiste kompetencje. Czy taki transparenty sposób rekrutacji nie jest lepszy aniżeli dopytywanie o fakt jedzenia bądź nie mięsa przez kandydata do pracy w naszej restauracji? A przy tym masz pewność, że Twój sposób działania to na pewno nie dyskryminacja pracownika. PS. Pozdrawiam Cię ciepło i słonecznie z pięknej Lizbony! Dopiero co zerknęłam na nią rano jednym okiem, a już żałuję, że spędzę tu tylko kilka dni. 🙂 Bom dia! 🙂
W czym tak naprawdę jest problem? Zaczynam przeglądać kolejne oferty pracy, które pojawiają się na grupach gastronomicznych. Aż sam jestem zaskoczony, bo w końcu coś się zmieniło. Jakimś cudem brakuje pracowników! Coooo?! Przecież jeszcze niedawno, powiedzmy roku temu rynek był tak przesycony pracownikami, że proponowano złodziejsko niskie stawki. Powiem Ci między nami (tylko to tajemnica okej?), że niektóre restauracje miały tupet dawać kelnerowi stawkę godzinową 7-8 zł netto. NETTO. Jak wyglądała praca w gastronomii? Zanim zbyt mocno się zbulwersujesz, to śpieszę z wytłumaczeniem, że czasem dawano dodatkowo procent od utargu lub też napiwki były tak duże, że np. kelner godził się pracować nawet za 5 zł/ h, bo jego dniówka była zadowalająca. No chyba, że nie było ruchu, to taki kelner nie miał nawet 100 zł dniówki, za 12h pracy. Co nie zmienia faktu, że największym wygranym tutaj byli właściciele restauracji, często właśnie tych najbardziej popularnych w Warszawie. Do których chodziliście z całą rodziną, często ze względu na duże promocje, porządne porcje żarcia, dobre piwo i uśmiechniętą obsługę. Nawet nie wiedząc jaki tam panuje wyzysk. Do tego w kilku poprzednich latach, gdy zaczynało brakować rąk do pracy w wielu branżach, w tym głównie w gastronomii, nastąpiło wielkie otwarcie granic dla ludzi ze wschodu. Wtedy to zaobserwowaliśmy na wszystkich stanowiskach przypływ pracowników, którzy szukali jakiejkolwiek pracy nawet za dużo niższe stawki, niż MY mieliśmy. A oczekiwaliśmy i tak więcej prawda? Przez 12 lat pracy w gastronomii w tym ponad 10 jako Barman, moja stawka godzinowa w tym okresie prawie wcale się nie podnosiła na rynku Warszawskim. Jeśli już, to: a) Stawka była trochę większa, ale kosztem większego nakładu pracy, bo uszczuplano personel b) Podwyższono stawkę tylko dlatego, by na umowie zmieścić się w najniższą krajową c) Stawka była wyższa, ale za to robiło się na czarno lub część wypłaty szła pod stołem (np. dodatkowy procent od utargu) Będąc młodszym, zajaranym barmanem często przymykałem oko na to, co miałem na umowie. Miałem opłacone wszelkie składki na minimalnym poziomie, a dniówka godzinowa i tak była zazwyczaj tą mniejszą częścią całej dniówki. Patrzyłem głównie na napiwki, bo faktycznie, gdy człowiek pracował w obleganym lokalu i starał się z perfekcyjną obsługą, to zawsze wpadały dodatkowe pieniądze. Człowiek się na to godził, bo TAK WYGLĄDAŁA praca w gastronomii. Społeczność ta, naprawdę jest bardzo mała i często przy rozmowie z innymi barmanami dowiadywałem się jakie stawki obowiązują w innych miejscach. Oczywiście trochę uśredniam realia, bo były miejsca, w których zarabiało się dużo więcej lub dużo mniej. Przez dużą część przygody jako Barman, wypłata rzadko kiedy starczała na coś więcej, niż przeżycie kolejnego miesiąca w normalnych warunkach. Działo się też tak, że pracownicy kantowali swoich pracodawców na potęgę. Często zastanawiałem się, czy jestem ostatnią osobą w gastro, która jest uczciwa względem pracodawcy, jak i gości. Najchętniej rzekł bym, że restauratorzy sami sobie są winni w tym przypadku. Gdyby oferowali porządne stawki i umowy, nikt by nie pomyślał nawet o tym, żeby kombinować. Plus kary za zgubiony slip z karty, czy spóźnienie. A tak? Można powiedzieć, że każdy orze jak może. Na obronę restauratorów mogę tylko dodać, że koszty prowadzenia biznesu w dużych miastach są niewyobrażalnie wysokie. To także zmusza ich do ciecia kosztów. Największym ciosem nadal jest gigantyczny czynsz, zwłaszcza gdy chcesz prowadzić lokal blisko centrum rozrywkowego w dużym mieście. Do tego każdemu pracownikowi umowę, posiłek, marketing, straty na towarze i tak dalej. Ewidentnie nie jest to łatwy kawałek chleba. Nie pomaga także przesyt ilości miejsc gastro. Zbyt duża konkurencja oraz coraz modniejsze przestrzenie, które mieszczą po kilkanaście stoisk z jedzeniem (do tego napoje i Dj przez cały dzień) sprawiają, że chętniej kumulują się większe grupy ludzi, zamiast w jednej restauracji, która leży z boku. Dlatego też przychody często nie są takie, jak sobie właściciel założy. Nie o tym jednak chciałem. Jesteśmy tu i teraz. Każdy doskonale wie, ile bólu i trudu przysporzył nam ostatni rok. Nie można powiedzieć, że tylko gastronomia dostała tak mocno po tyłku. Również hotelarstwo, turystyka, rozrywka, ośrodki sportowe itd. Trzeba przyznać, że lwia część pracowników gastro obraziła się na swoją branżę. Przy drugim lock’downie ja również zwątpiłem we wszystko co kochałem. Po prostu zostałem zostawiony sam sobie. Co, jeśli miałbym podejście do życia jak 5-10 lat temu? Brak jakiejkolwiek umowy, oszczędności, planów na przyszłość. Zero wsparcia przez pracodawców. Już nawet nie wspomnę o tym, jak rząd wspierał pracowników. Poprzez dziurawą i nieprzemyślaną tarczę, najczęstszym przekrętem było branie tarczy pod pretekstem zatrzymania pracowników. A w rzeczywistości to restaurator zgarniał całe pieniądze. Znowu człowiek traci szacunek do wielu właścicieli “tych znanych i lubianych” restauracji. Jestem w szoku, jak po raz kolejny największe grubasy gastronomi Warszawskiej wydymali swoich pracowników. “Nie ma ludzi niezastąpionych” Jest to tekst, który słyszałem do znudzenia przez swoich szefów. Osoby, które patrzyły tylko na cyferki przychodów, a nie na wnętrze swojego lokalu, pracowników, którzy tworzyli przyjacielską atmosferę. No i oczywiście goście, którzy byli dopełnieniem całości. Ile razy Ty, mój drogi czytelniku, usłyszałeś: „Nie ma ludzi niezastąpionych, nie podoba się to wypad”? Nie dziwię się, że wiele osób sobie przewartościowało pewne kwestie a propos pracy w gastronomii. Czy gastronomia się podniesie? Wystarczy przejść się po swoim mieście, aby zauważyć zmiany. Wiele lokali się zamknęło. Zazwyczaj były to miejsca, które jeszcze w normalnych warunkach słabo sobie radziły z utrzymaniem się na powierzchni. Jeszcze niedawno panował wielki komis sprzętów kuchennych, mebli itp. Ci co zbankrutowali, oddawali w promocyjnej cenie sprzęt tym, co postanowili wejść w ten biznes przy nowym rozdaniu. Problemem jest jednak brak chętnych do pracy. Część pracowników, wróciła z powrotem na wschód do swojego rodzinnego kraju. Kolejna część zdążyła się już przebranżowić i stwierdzić, że nie chce wracać do gastro. Nieliczni wrócili do swoich poprzednich pracodawców, gdzie było im dobrze. Sporo osób się jeszcze zastanawia i lawiruje pomiędzy ofertami pracy. Czy właściciele klubów, restauracji, hoteli będą w stanie na nowo uzupełnić skład? Myślę, że spora część ludzi, która się jeszcze waha, bierze pod uwagę powrót, ale pod warunkiem odpowiedniej stawki. Poniżej zobaczycie kilka screenów komentarzy na grupie Warszawskiej Gastronomi, w której ewidentnie społeczność zaczęła mówić jednym głosem. Jest to budujące, ponieważ w końcu zaczęły pojawiać się oferty z naprawdę dobrą stawką. Tam gdzie stawki nie są podane lub jest w okolicach 15 zł, są dosyć szybko i agresywnie hejtowane. Czy dzięki temu coś się zmieni? Myślę, że najlepszym scenariuszem dla Gastronomii w Warszawie byłoby, gdyby przetrwały tylko ‘najlepsze’ lokale, a wzrost nowo otwierających się miejsc został przyhamowany. Branża ta jest mocno przesycona, w lato ludzie preferują miejsca plenerowe lub z przyjemnym ogródkiem. Zimą natomiast nie wiadomo czy znowu nie zostanie przyblokowana przez obostrzenia. Gdy jest za dużo lokali gastro, wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że wiele z nich się nie utrzyma, a pracownicy po raz kolejny nie dostaną swojej wypłaty na czas lub w ogóle. Kieruję tą niechęć otwierania nowych lokali głównie do pseudo restauratorów, którzy jedynie psują rynek. Nie znają się na tej branży lub zbyt dobrze się zadomowili na rynku. Pakują dużo pieniędzy w wyposażenie i wystrój. Zapominając o innowacyjności, jakości usług, odpowiednim marketingu i oczywiście najważniejszym: DBANIU O WYSZKOLONY I ZADOWOLONY PERSONEL. Dlatego myślę, że jedynym uczciwym wyjściem z sytuacji, gdzie pracownik nie ma pewności o zachowaniu swojej posady po wakacjach, jest stworzenie transparentnych warunków zatrudnienia. Ja jestem osobą, która woli dłużej poszukać, ale mieć pewność, że będzie to miejsce na dłużej. Jeśli miałbym zrezygnować z bezpiecznej posady na rzecz kilku miesięcy pracy w gastronomii, zgodziłbym się jedynie w przypadku wyższej stawki. Biorąc pod uwagę, że ludzi tłumnie będą w lato uderzać na ogródki, to dla restauratorów będą to upragnione żniwa. Dlatego minimalna dopuszczalna stawka dla pracownika to 20 zł/h w obecnych warunkach. Przynajmniej na okres 5-6 miesięcy. Później jeśli pracownik będzie miał możliwość zachowania posady, warunki umowy mogą być ponownie przedyskutowane. Na przykład inna stawka w zamian za stałą umowę o pracę. Ps. Wiem, że wszystko też zależy od stanowiska i umiejętności. Ja jednak patrzę przez pryzmat doświadczonego i rzetelnego pracownika (Kelner/kucharz/Barman). Nie jest to nawet zawyżona stawka marzeń, ale zdecydowanie ucina wszystkie stawki poniżej, które można sobie śmiało wsadzić w anusa. Oczywistym powodem jest to, że wszystkie produkty wokół nas drożeją. Inflacja dopiero rusza. Koszt podwyżek powinien być przełożony na klienta, a nie na stawce dla pracowników. Wybierz dobrze dla siebie. Jeśli nie masz sytuacji podbramkowej, spędź więcej czasu nad poszukiwaniami. Sprawdź kilka miejsc (opinie, wygląd, rodzaj kuchni itp.). Najlepiej jak odbędziesz kilka rozmów o pracę, pamiętaj o punktualności. Jeśli nie chcesz przyjść, to powiadom pracodawcę odpowiednio wcześniej. Jeśli od kogoś wymagasz pieniędzy na czas i rzetelności, sam bądź też bezbłędny w tej kwestii. Dowiedz się podstawowych informacji na temat odwiedzanego miejsca. Przećwicz przed lustrem ładny uśmiech, przypomnij sobie o swoich mocnych stronach. Wykaż się znajomością branży i swoich obowiązków. Praca w gastronomii w wielu przypadkach jest ciężka, ale też może być dobrą zabawą, dlatego wybierz miejsce z dobrą opinią, gdzie przychodzą zadowoleni pracownicy i goście. Nie zgadzaj się na zaniżoną stawkę. Natomiast zawsze bądź kulturalny i pewny siebie, żeby wynegocjować lepsze warunki. Tak smakuje piwo po pracy 🙂 Jeśli chodzi o mnie, to bardzo chętnie wróciłbym do pracy jako Barman. Jednakże tylko do miejsca, gdzie będę przebywał wśród zadowolonych ludzi. Chciałbym wszystkich upijać najlepszymi alkoholami, wyjątkowymi kreacjami koktajlowymi, polecać pyszne dania. Wszystko po to, by wracając do domu, goście natychmiast myśleli o kolejnej wizycie przy moim barze. A do tego potrzebuję miejsca, które dba o swoich pracowników i nie zmusi mnie do pracy po kilkanaście godzin w ciągu jednej doby, a gdy przestanę być potrzebny zrezygnuje ze mnie z dnia na dzień. Czy szukam aktualnie pracy? Powoli przeglądam oferty, jeśli trafi się coś fajnego, wchodzę w to. Odpowiednia umowa i stawka powinna być rzeczą oczywistą. Mam nadzieję, że właśnie takie realia będą codziennością w tej branży. Dbajcie o siebie, wykonujcie swoje obowiązki rzetelnie i oczekujcie najlepszego. Tejsti. Chcesz być na bieżąco z tym co się dzieje na MASKA BARMANA?Polub profil na FACEBOOKU. Odwiedź mój kanał na YouTube i zabaw się ze mną w domowego barmana. Wejdź na kanał YT maska barmana
Branża gastronomiczna decyzją łaskawych rządzących wreszcie może zacząć działać na pół gwizdka, ale zniszczenia są już tak wielkie, że trudno będzie wielu lokalom nie tylko podnieść się z kolan, ale odpracować straty nawet tym, które działały na wynos. Straciły bowiem one nawet do 90 proc. przychodów. Jak się okazuje terapia lockdownami oprócz tego, że niemało biznesów zbankrutowało, a pracę w ciągu roku koronacyrku straciło grubo ponad 200 tys. osób, ma jeszcze jeden niezwykle destrukcyjny efekt dla działania polskiej gastronomii. Wykwalifikowani pracownicy nie chcą już pracować w branży. I nie ma im się co dziwić, dotychczasowe poczynania rządzących dają stuprocentową pewność, że jesienią kiedy sezonowe koronawirusówki jak zwykle powrócą, choć narodowa wyszczepialność postępuje, koronaświrus znowu zaatakuje i powtórka z rozrywki jest pewna, a branża gastronomiczna nie ma co liczyć na taryfę ulgową. Tak więc kucharze, barmani czy kelnerzy słusznie przedkładając bezpieczeństwo zapewnienia sobie i rodzinom środków do życia ponad swoje umiejętności oraz zamiłowania łapią na stałe pracę w branżach, które nie znalazły się na celowniku polityków zafiksowanych na źle pojętym ratowaniu zdrowia i życia obywateli. Zatrudnianie osób z łapanki, które zastąpią wykwalifikowaną kadrę może spowodować, że kolejne biznesy wkrótce pójdą na dno. Wielu restauratorów zmuszonych na czas lockdownu zawiesić działalność stanęło przed nie lada wyzwaniem skompletowania zespołów. Dotychczasowi pracownicy gastronomii przekwalifikowali się wybierając rozkwitające w pandemii usługi … kurierskie zamiast niepewnych dotychczasowych posad. A studentów, którzy dorabiali sobie w gastronomii, z powodu wprowadzenia zajęć zdalnych, jak na lekarstwo. Dziennik Baltycki zacytował wypowiedź Mateusza Remyusa, który przed zamrażaniem branży był szefem kuchni w jednym z lokali w powiecie starogardzkim. Daje ona pogląd na sytuację z perspektywy pracownika poszkodowanej decyzjami rządzących gastronomii: ,,Pracodawca obniżył mi pensję, a ja mam kredyt mieszkaniowy i zwyczajnie nie było mnie stać na spłatę rat. Szybko znalazłem pracę w firmie produkującej materiały budowlane z drewna. Finansowo jestem zadowolony. Już podpisałem umowę i z tej pracy przynajmniej na razie nie zrezygnuję. Bałbym się wracać do gastronomii. Teraz wszystko otwierają, obawiam się, że za jakiś czas znów wzrośnie liczba zakażeń i będzie powtórka z lockdown’u. Chciałbym pracować w zawodzie, ale teraz to dla mnie zbyt duże ryzyko”. Według pomorskiej przedstawicielki Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej, Eveliny Visnievskiej ,,Możemy już mówić o mini kryzysie w związku z sytuacją kadrową w naszej branży”. Jak wynika z jej wypowiedzi dla Dziennika Baltyckiego wielu wykwalifikowanych pracowników w regionie z powodu niepewnej przyszłości branży, wybrało pracę w stoczni czy firmach kurierskich, a spodziewany wakacyjny przypływ dorywczej siły roboczej nie rozwiąże sprawy braków kadrowych w samym sercu restauracji czyli kuchni. Zwróciła też uwagę na jeszcze jeden aspekt, który z powodu braku rąk do pracy może pogrążyć ledwie już żywe biznesy gastronomiczne: ,,Możemy się spodziewac, że potencjalni pracownicy będą mieć duże oczekiwania dotyczące wynagrodzeń”. Jednym słowem z powodu wpędzenia restauratorów lockdownami w biedę jak i ucieczki z niepewnej branży doświadczonych szefów kuchni, może się okazać, że nawet słynna restauratorka Magda Gessler nic tu nie pomoże, kiedy za gotowanie zabiorą się osoby przypadkowe, tym bardziej, że pracodawców nie będzie stać na potrzebne w takim przypadku szkolenia, a i jakość produktów z powodu oszczędności też może stanowić wiele do życzenia. Opracowanie BC Źródło: Elf-Moondance z Pixabay
co zamiast pracowników w gastronomii